Witamy
Czas w Australii mija nam szybko. Już prawie półtora roku minęło od naszego przyjazdu na południową półkulę. Słoneczne dni gorące nawet w zimie spędzamy na plaży. Nawet przy gorszej pogodzie siadamy i podziwiamy wzburzony ocean. Zima nie była aż tak zimna i deszczowa jak rok temu. Przynajmniej tak nam się wydaje. Już prawie przebrnęliśmy przez najzimniejszą jej część.
Od kilku miesięcy jesteśmy na innych zasadach w Australii. Kasia studiuje na uniwersytecie Masters in Professional Acounting i ja mogę pracować bez ograniczeń. Od razu udało mi się znaleźć bardziej normalna prace niż do tej pory. Zostałem zatrudniony w Sadzie Najwyższym Nowej Południowej Walii. Pracuję w dziale tzw. Common Law i zajmuje się obiegiem dokumentów. Moje obowiązki nie wymagają żadnego poświecenia i praca jest prawie całkowicie bezstresowa. Mam swoje przytulne biurko z widokiem na śródmieście i rządowy adres emaliowy. Sąd ten, znajduje się w samym centrum Sydney. Z domu mam 8 minut na piechotę idąc przez park i szpital. Współpracownicy tutaj są dość przyjaźnie nastawieni i nikt się niczym nie przejmuje. Pracować trzeba nie za szybko i brać często długie przerwy. Nie jest to praca, o jakiej marzyłem, ale tymczasowo jest do przyjęcia. Na weekendy pracuje jeszcze w restauracji przy Woolloomooloo Warf, gdzie znajduje się najbardziej prestiżowa część mieszkalna (swój apartament ma tam Russel Crowe) oraz najlepsze restauracje w Sydney. „Moja” restauracja serwuje tylko owoce morza i na początku nie było mi łatwo nauczyć się wszystkich tych rodzajów krabów, lobsterow, krewetek, muszli i ostryg. Zabawne, ale miejsce to jest sto razy bardziej wymagające niż sąd.
Do lata jeszcze daleko w sumie, ale pogoda dopisuje i więcej już widać zwierząt oraz owadów dookoła. Ostatnio nawet mieszkaniec miasta Brisbane (oddalone od Sydney o jakieś 1000 km) znalazł w swojej łazience dwa kilkumetrowe pytony oplatające jego muszle klozetową. Wpełzły przez okno, czy też wyszły z kanalizacji? Tego nit nie wie. Nie obeszło się bez profesjonalnego łapacza węży. W Sydney raczej nam to nie powinno grozić, ale walkę z pająkiem w łazience pamiętam. Było to dość dawno, bo właściwie na początku naszego pierwszego lata w Australii i nie byłem świadomy wszystkich zagrożeń. Podejrzewałem, że pająk musi być wielkości dłoni, żeby mógł być jadowity i śmiertelny. Wchodząc w nocy do łazienki zsunął się po swojej nici z sufitu wprost przed moja głową. Nie był duży, to nie wystraszył mnie za bardzo. Jego rozmiar nie przekraczał 5 centymetrów. Jedyne, co było niepokojące, to jego futrzasty wygląd. Zsunął się po swojej lince z mojego sufitu prosto pod moje nogi. Zaatakowalem go rolka papieru toaletowego i po kilku unikach i małych, acz szybkich i rześkich podskokach z jego strony, był już tylko mokra plama. Kilka dni potem poszliśmy do Muzeum Historii Naturalnej i zobaczyłem jego braci za pancernymi szybami z tabliczka, ze są to najgroźniejsze pająki w okolicy. Jedno ukąszenie takiego delikwenta może spowodować śmierć człowieka w kilka godzin. W sumie to nie jestem pewien na 100% czy zabity w naszej łazience pająk był w rzeczywistości okazem Sydney Funnel-web Spider, ale wyglądał całkiem tak samo. Co roku zdarza się w okolicach Sydney i Gór Błękitnych kilka ukąszeń przez ten gatunek, ale śmiertelnego przypadku nie odnotowano już dawno (od 1981 roku). Wszystko dzięki szczepionce, która jest dostępna w większych szpitalach. Ofiara takiego pająka musi zostać jak najszybciej przewieziona do centrum medycznego i zazwyczaj pozostaje w szpitalnym łóżku przez kilka – kilkanaście dni dochodząc do siebie. Ukąszenie ponoć jest bardzo bolesne. Ofiara nie powinna się ruszać za bardzo, aby jad nie rozszedł się za szybko w krwioobiegu. Najlepiej pająka złapać do słoika w celu identyfikacji przez służby medyczne i ułatwienie podania właściwej odtrutki. Trzeba działać szybko bo początkowo zawroty głowy, wymioty i problemy z oddychaniem przechodzą do stanu śpiączki. Hospitalizacja umożliwia pozbycie się wszystkich tych efektów poukaszeniowych.
W okolicach Sydney można spotkać dziesiątki rożnych pająków i większość z nich jest bardziej lub mniej jadowita. Cześć jest też skora do ataku, ale większość jednak unika człowieka i ucieka zamiast atakować. Sydney Funnel-web Spider jest jednym z agresywniejszych pająków i męskie osobniki na wiosnę wyruszają w poszukiwaniu partnerki. Mogą wtedy zawędrować pod kołdrę, albo w kapcie niczego nieświadomych spokojnie żywot wiodących mieszkańców. Teraz już właśnie zaczynają się pojawiać wszędzie przeróżne owady. Wychodzą po zimie na świat.
Pozdrowienia
Kasia i Szymon