Wszystkiego Najlepszego w Nowym 2006 Roku.
My spędzamy Sylwestra w klubie Art House Hotel w centrum miasta z naszą ulubioną muzyką electro i breakbeat. Planujemy wybrać się jednak na fajerwerki, co jest tu chyba główną atrakcją, na godzinę 21. Potem prosto do klubu. Chociaż z naszych okien widać będzie fajerwerki to jednak idziemy w kierunku Opery jak najbliżej się da. Dookoła Opery gromadzą się tysiące ludzi. Już o 13 godzinie było tam sporo amatorów na kocach usadowionych w cienistych miejscach. Po kilku godzinach już nie ma wolnego placu nawet na nasłonecznionym betonowym nabrzeżu. To najlepsze miejsce na przywitanie Nowego Roku. Jest dopiero 18:30 i tłum gęstnieje. Niedługo zostaną zamknięte wszystkie wejścia i kto opuści okolice tzw. „The Rocks”, ten nie ma powrotu.
Jest straszliwie gorąco i duszno 35 stopni i 70% wilgotności (tzn. efekt tak jak pod gorącym prysznicem). Na dodatek słońce zachodzi dopiero wpół do dziewiątej. My uciekamy na razie do domu.
Na ulicach najbliżej Opery jest całkowity zakaz spożywania alkoholu. Bramki i ogrodzenia z dużą ilością policji i strażników zabezpieczających całą imprezę. Sprawdzanie plecaków na każdym kroku w poszukiwaniu butelek. Na ulicach też najwięcej Azjatów (Chińczyków i Hindusów) siedzących na swoich „latających dywanach” wypełnionych przeróżnymi dziwacznymi przedmiotami i całymi rodzinami od nowonarodzonych dzieci do staruszków na wózkach.
Tu i ówdzie wystają namioty przyczepione do płyt chodnikowych. Mnóstwo jest też parasoli i ręczników narzuconych na głowy. Większość z oczekujących opala się. Wiele osób jest też w strojach plażowych. Czuć nadchodzącą wielką imprezę.
Rok temu w Krakowie spędzaliśmy tę noc, dwa lata temu na zatłoczonej imprezie pod Trójmiastem, trzy lata temu w Sopocie. Cztery lata temu poznaliśmy się na dwa dni przed nowym rokiem i na Sylwestra byliśmy razem w sopockim Sfinksie. Następny rok w Sydney będzie naszym piątym Nowym Rokiem.